27 lutego 2023

#2 Po drugie - po co mi ten blog?

        No właśnie, po co mi blog? Po pierwsze to fascynuje mnie blogosfera, a po drugie chyba potrzebuję uporządkować myśli. Wiadomo, że mogłabym to zrobić w sposób tradycyjny i przelać je na papier, ale chyba mam potrzebę o pewnych rzeczach jednak mówić głośno i może moje doświadczenia okażą się doświadczeniami kogoś z Was.

Zdecydowałam się założyć tego bloga z kilku powodów:

  1. Przeżyłam związek z człowiekiem poważnie zaburzonym emocjonalnie o osobowości narcystycznej. Z perspektywy czasu jestem w stanie stwierdzić, że związek ten sprawił, że stałam się wrakiem człowieka. Mimo, iż od rozstania minęło prawie siedem lat, do dziś nie jestem w stanie dojść do siebie. Dopiero po rozmowie z specjalistą, zrozumiałam jaki ten związek był chory, nienormalny. Brak wiedzy rzutował na mój logiczny osąd sytuacji.

  2. Do prawdy, którą odkryłam, chyba najtrudniej było mi się przyznać przed samą sobą, że byłam ofiarą przemocy psychicznej, ekonomicznej oraz fizycznej. Brzmi to koszmarnie, jednak prawda jest właśnie taka, że z dziewczyny pewnej siebie, wykształconej, stałam się osobą wycofaną i niepewną. Teraz wiem to, czego nie wiedziałam wtedy, że byłam ofiarą, a człowiek, przy którym wydawało mi się, że "złapałam Pana Boga na nogi" był przemocowcem. Jego całe życie do dnia dzisiejszego jest rolą, którą odgrywa.
    Im większą wiedzę miałam na temat narcyzmu, schematów ich działania, zrozumiałam, że padłam ofiarą mechanizmów, które zostały na mnie przećwiczone, jednocześnie rozumiejąc jakie moje zachowania i reakcje czyniły mnie idealnym celem.

  3. Aby móc poradzić sobie z traumą, którą pozostawił po sobie ten związek i by móc zacząć normalnie żyć, jednocześnie ucząc się omijać toksycznych ludzi z daleka, musiałam poświęcić wiele godzin by temat w dużym stopniu "przepracować". Godziny rozmów z specjalistami i nie tylko, jednak prawda jest taka, że na ten moment nie mogę przyznać, że całkowicie się od tej traumy uwolniłam - NIE. Do dziś zastanawiam się, jakim cudem człowiek tak mi bliski, któremu zawierzyłam życie, okazał się emocjonalną wydmuszką? Czy naprawdę człowiek potrafi być całkowicie wyzuty z jakichkolwiek emocji?
    Tak naprawdę do dnia dzisiejszego zgłębiam temat, jakie świadome z jego strony, stosowane na mnie techniki, wyzwoliły we mnie tak destrukcyjny, jednak nieświadomy proces.

  4. W ostatnich latach przebrnęłam przez wiele publikacji dotyczących osobowości psychopatycznych, narcystycznych, toksycznych związków, przemocy emocjonalnej, ekonomicznej i ich ofiar. Rozmawiałam ze specjalistami w tej dziedzinie, jak również wymieniałam swoje spostrzeżenia z osobami, które również utknęły w związkach z psychopatami. Szukałam wskazówek na temat tego, jak radzić sobie z przeżytą traumą po wyjściu z toksycznego związku. Okazuje się, że wśród ofiar zdecydowany prym niestety wiodą kobiety, a przemoc, która wobec nas jest stosowana najczęściej nie zostawia widocznych śladów, dostrzegalnych dla otoczenia. Przemocy emocjonalnej nie widać, wiele czasu mija, gdy ból i cierpienie zaczynamy mieć wymalowane na twarzy. Tu nie ma obdukcji, mimo iż często rany emocjonalne bywają bardziej dotkliwsze od złamań, siniaków i blizn.
    Pojęcie przemocy emocjonalnej, czy właściwie przemocy narcystycznej w dalszym ciągu w Polsce bywa tematem tabu, jednak na szczęście zaczyna się mówić o nim głośno coraz częściej. Wystarczy porozmawiać z kobietami, które tkwiły w związkach z osobowością narcystyczną czy notoryczne kłamstwa, zdrady, wyrafinowane manipulacje, agresję bierną i czynną, przemoc emocjonalną, ekonomiczną, czy emocjonalną oziębłość wobec dzieci i nich samych, uznają za przemoc czy jedynie za defekt charakteru, który można zignorować. Ja bym powiedziała, że jestem ofiarą przemocy, myślę, że zdecydowana większość tych kobiet również.

  5. Oponuję za tym, by na temat szkodliwości funkcjonowania jednostek o zaburzeniach psychopatycznych mówić głośno, stąd też moja potrzeba przelania swoich doświadczeń tutaj, a nie na kartkę papieru, którą wepchnę głęboko do szuflady. Okazuje się, że problem stał się bardzo powszechny, nawet nie sądziłam, że aż tak bardzo. Gdyby ten blog miał komukolwiek pomóc, gdyby moje osobiste doświadczenia okazały się komuś bliskie to byłoby coś. Sama poczułam potrzebę by podzielić się ze światem swoimi przeżyciami po życiu z człowiekiem narcystycznym, oczywiście ku przestrodze, jednocześnie starając się dodać otuchy innym ofiarom zaburzonych emocjonalnie ludzi. Do założenia tego bloga zainspirowały mnie historie kobiet facebookowej grupy: Narcyzm w Pigułce - Grupa Wsparcia dla Kobiet, którą swoją drogą serdecznie polecam.

  6. Coraz częściej się słyszy, że jak prać brudy to tylko w czterech ścianach, o milczeniu z godnością, bo wylewając łzy po cichu w poduszkę, gdy nikt nie widzi, cierpimy piękniej i z klasą. Zastanawia mnie czy jest jakiś społeczny nakaz do tego, by o tym, co dzieje się za naszymi drzwiami, gdy nikt nie patrzy, po prostu milczeć. Nie, nie zgadzam się z tym. Każda z nas milczy, ja też milczałam przez lata. Dziś obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę tego robić. Przez nasze milczenie tworzy się przyzwolenie na odzieranie nas z człowieczeństwa przez człowieka emocjonalnie zaburzonego. To dzieje się przez strach ofiary przed społeczeństwem, a ze społecznie usankcjonowanego milczenia.
Tak więc po co mi ten blog? Dla siebie, a może i dla Ciebie, bo zgłębiając temat wiem, że jest nas naprawdę wiele. Mierzymy się z własnymi traumami po cichu, gdy nikt nie widzi, ale czy warto? Dopiero po latach milczenia zrozumiałam, że nie. Nie poradzimy sobie sami. Wiem, bo już to sprawdziłam.
 

24 lutego 2023

#1 Po pierwsze to ogarnąć chaos

         Moje życie to chaos. Nie zawsze tak było. Jest tak od jakiegoś czasu. No dobrze, od dłuższego czasu. Kiedyś było jakoś prościej, przynajmniej tak mi się wydawało. Teoretycznie stabilniej, jednak to była tylko teoria. Pytanie, czy ta pozorna prostota dawała poczucie szczęścia?

Teraz chyba jedyne, co w moim życiu jest stałe to praca. Tylko tyle, a może aż tyle. Na pewno znalazłby się ktoś, kto by powiedział, że to dobrze, że powinnam się z tego cieszyć. Pewnie tak, gdybym ją lubiła, a tak nie jest. Chociaż nie wiem czy tak naprawdę samej pracy nie lubię, czy raczej ludzi. Oczywiście nie wszystkich ludzi.

Tak więc przydało by się coś, co ogarnęło by moje życie. Tak krok po kroku. Taki, no wiecie, Ogarniacz życia. Taki, by pozwolił mi znowu dostrzegać jego pozytywy. Chociaż zawsze kierowałam się zasadą, że lepiej się mile zaskoczyć, niż na coś nastawić i niemile rozczarować, ale w ostatnim czasie nawet to jakoś przestało działać. Gdyby ktokolwiek wynalazł takie coś, to z pewnością powinien dostać za to nagrodę, a już na pewno dostałby wszystkie moje pieniądze, szczególnie, że jest koniec miesiąca i mój portfel świeci pustkami. Tak mniej więcej od dwóch tygodni. Kurde. Zastanawiam się dlaczego nikt jeszcze czegoś takiego nie wymyślił. Czy naprawdę nikt nie chce by ludzie byli ogarnięci, by ich życie takie było? Jednak analizując, jedynie powierzchownie, sytuację panującą w państwie, samo na usta się ciśnie by powiedzieć "jaki Pan, taki kram". Aczkolwiek nawet minimalny poziom ogarnięcia jest nam potrzebny, chociażby po to, by życie nie przejęło nad nami kontroli.

Chociaż niech się zastanowię, przecież żyjemy w czasach ekspresowo rozwijającej się sztucznej inteligencji i tych wypasionych smartfonów, które za chwilę swoją mądrością pobiją nas na głowę. Jeszcze moment i nawet nie będziemy musieli myśleć. Czasem mam wrażenie, że niektórzy to już chyba dawno przestali. Na pewno. W każdym razie może inne rzeczy też zaczną za nas robić. W zasadzie to okna umyć i opróżnić zmywarkę by mogły, czemu nie. Nienawidzę tego robić. Jednak do czego zmierzam, aplikacji milion, każda do wszystkiego i do niczego, więc może znalazłaby się taka, która tą całą czarną robotę odwaliłaby za mnie. Wertuję i ta jakaś dziwna, ta znowu mało przejrzysta, a ta po angielsku - nie chce mi się wysilać, a ta znowu chce ode mnie pieniądze, których wiadomo nie mam, więc może inaczej.

Excel. Lubię ten program. A może lubię go bo muszę, bo pracuję na nim po kilka godzin dziennie. Na szczęście nie tylko na nim, na innym pracuję bite osiem godzin. W każdym razie, trochę się na nim znam. Na swój sposób fascynują mnie te fikuśne i kolorowe tabelki, równiutko ułożone obok siebie. Może właśnie przy jego pomocy będę w stanie ogarnąć swoje życie tak na fikuśnie i kolorowo?

A może jeszcze inaczej. Cofnijmy się odrobinę w czasie do momentu, gdy ludzie korzystali z tak archaicznych, na ten moment, gadżetów jak kartka papieru i długopis. Rozglądam się i o dziwo w zasięgu wzroku dostrzegam kartkę. Ooo długopis też jest. Tym wspaniałym akcentem zaoszczędziłam wielu godzin na poszukiwania. Godzin, które oczywiście mogłabym wykorzystać bardziej konstruktywnie. W zasadzie na początek mam wszystko. Zacznijmy zatem od uporządkowania chaosu. Tak, to będzie dobre na początek.

Tak więc, doba ma dwadzieścia cztery godziny - zakładam, że u każdego wygląda to tak samo. Prawda jest taka, że ile by nie miała zawsze będzie za mało. Sen - to jest to, czego zawsze mi brakuje. Poza tym praca, na szczęście równe osiem godzin - chyba jedyny jej urok. Gdzieś tam jeszcze dojazdy, na szczęście mam blisko. Ten czas łatwo można policzyć, ale czemu nie skorzystać z Excela. Po wykonaniu szeregu skomplikowanych obliczeń na poziomie szkoły podstawowej, wychodzi, że dobrych kilka godzin zostaje dla mnie - tylko dla mnie, jednak one gdzieś znikają. Przecież mogłabym wtedy zrobić coś pożytecznego, chociażby dla siebie, po to by stać się lepszym człowiekiem. Teoretycznie nic mnie nie ogranicza. Wróć! Ogranicza mnie jedna rzecz - szeroko pojęte lenistwo i niechęć. Więc co robię - nic. Chociaż nie, jest coś, co robię i to mnie momentami przytłacza. Myślę, bardzo dużo myślę. O wszystkim i o niczym. Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi, by zacząć te myśli z siebie wyrzucać. Może gdy one będą uporządkowane, chaos w moim życiu ogarnie się sam?