Określenie poniekąd zabawne, a jednak trochę tajemnicze. Moja przyjaciółka bardzo lubi to słowo, często go używa, gdy wspomina o swoim byłym, który również był psychopatą. A kim właściwie jest psychopata (socjopata)? Na pewno każdy z nas ma z tym słowem jakieś swoje skojarzenia. Mi osobiście jeszcze kilka lat temu przychodził na myśl Hannibal Lecter z Milczenia owiec, Tulipan, Jack Nicolson w Lśnieniu czy Jeffrey Dahmer. Każdy z powyższych to oczywiście psychopata w pełnym tego słowa znaczeniu, jednak tak naprawdę są oni zaledwie jednym z odłamów socjopatów, a cała reszta podtypów krąży wśród nas i podszywa się pod normalnych ludzi. Pytanie po co? Wszystko po to by czerpać zadowolenie i satysfakcję. Jednak dążenie do osiągnięcia zadowolenia i satysfakcji w życiu powinno być dla ludzi czymś zupełnie normalnym, to jednak w przypadku ludzi zaburzonych istnieje w tym szukaniu zadowolenia ukryta różnica. Zasadniczy problem polega na tym, że socjopaci czerpią swoje zadowolenie kosztem innych ludzi. Żerują oni na naszych emocjach, odczuwają niebywałą satysfakcję z naszych upokorzeń i porażek, "podłączają" się pod nasze pieniądze. Normalni ludzie mają jakieś ograniczenia, kierują się jakimiś zasadami w trakcie owych poszukiwań i dążenia do zadowolenia siebie. Psychopaci dla odmiany nie mają żadnych granic oraz zahamowań, nie uznają żadnych norm. Ich priorytetem jest zaspokajanie tylko i wyłącznie swoich osobistych zachcianek i potrzeb. W momencie gdy mają cel nic wtedy nie jest ważniejsze, nic ich też nie powstrzyma przed jego osiągnięciem. Wtedy nie mają znaczenia straty moralne, czy też finansowe ludzi, którzy im ufają. Chociaż w zasadzie ich własne również. Nawet widmo kary ich nie przeraża. Ich całe życie to tak naprawdę niekończąca się seria chorych rozgrywek, w które wciągają bliskich sobie ludzi. A która z tych rozgrywek jest największą rozrywką dla socjopaty? Oczywiście niszczenie i krzywdzenie innych ludzi, doprowadzanie ich do momentu, w którym z ich twarzy znika jakiekolwiek zadowolenie, które ich nieziemsko denerwuje, wszystko po to by wywołać grymas udręki i nieszczęścia - taki jest ich nadrzędny cel. Prawdą jest, iż pustka wewnętrzna, którą ci ludzie mają w sobie, powoduje że nie potrafią poczuć autentycznego szczęścia. A skoro tak to wygląda to usiłują je znaleźć w unieszczęśliwianiu innych ludzi.
To prawda - nie jestem żadnym specjalistą w tej dziedzinie, lekarzem czy innym wykwalifikowanym terapeutą i ktoś może powiedzieć, że właściwie nie mam prawa wydawać osądów, klasyfikować mojego byłego jako socjopatę (psychopatę), a dokładnie narcyza, na podstawie wiedzy zaczerpniętej z długoletniej terapii, książek czy Internetu. Jednak uważam, że skoro żyłam z takim człowiekiem przez długich 13 lat, 24 godziny na dobę, tak naprawdę nikt nie może mi zakazać wyciągania logicznych wniosków na podstawie moich osobistych doświadczeń i odczuć. Prawda taka, że nikt inny nie wie i nie będzie wiedział więcej o skali skrzywień byłego partnera niż osoby, które z nimi na co dzień żyły. W tym wypadku jestem nią ja. Aczkolwiek racją jest, że od diagnozowania psychopatów są specjaliści, jednak rozpoznać ich i bronić się musimy nauczyć się same.
Wydaje mi się, że chyba żaden wyspecjalizowany terapeuta, który spotykał by się z moim byłym na przyjemnej sesji terapeutycznej nie byłby w stanie zdobyć o nim takiej wiedzy, jaką mam w tej chwili ja, bądź kolejne jego, oczywiście byłe już, partnerki. Chociaż tu mam pewną wątpliwość, gdyż z wiedzy jaką posiadam, każda następna była w zasadzie krótkim epizodem, który za każdym razem kończył się tak samo - jego nagłym wycofaniem z tych relacji. Obstawiam, że każda z tych kobiet, które zostawiał w zasadzie z dnia na dzień, do tej pory jest zdezorientowana do tego stopnia, że kompletnie nie rozumie co właściwie się stało. W każdym razie moje osobiste, już w zasadzie 20-letnie obserwacje jego zachowań, skonfrontowane z faktami z jego wcześniejszego życia, obserwacjami tego co dzieje się w jego domu rodzinnym, a potem z teorią, to naprawdę potężna wiedza. Aż strach pomyśleć, jaką wiedzę mamy łącznie, tzn. każda osoba, którą on wykiwał: partnerki (byłe, obecne, stałe i te na chwilę), jego dzieci, rodzice, partnerzy biznesowi, współpracownicy. Każda z tych osób trzyma w ręku co najmniej jeden kawałek tych chorych puzzli. A kim w tym wszystkim jestem ja? Wydaje mi się, że osobą inteligentną, wykształconą, która już trochę na tym świecie przeżyła i ma za sobą wiele doświadczeń, niekonicznie tych pozytywnych, a też nie samych złych, która rozumie to co czyta i co się do niej mówi, a następnie zestawia to wszystko z faktami ze swojego życia u boku psychopaty - narcyza. Stąd też uważam, że mam prawo do pewnych konkluzji, niestety często niechlubnych i przykrych dla mnie samej.
Nie będę się spierać w kwestii sklasyfikowania mojego byłego i przypięcia mu konkretnej metki, bo nawet specjaliści w tej dziedzinie mają problem z odpowiednim zdefiniowaniem. Problem w tym, że zbliżone do siebie zaburzenia często charakteryzują podobne symptomy, które wzajemnie się przenikają. Określeń w sumie jest wiele, od tych bardziej fachowych takich jak: psychopata, socjopata, patologiczny kłamca, narcyz, mezoginista, osobowość antyspołeczna, dyssocjalna, czy eksploatująca, po te zdecydowanie łagodniejsze, literackie określenia, jak: kameleon, ciemna dusza, wampir energetyczny, psychiczny stalker bądź uczuciowa pijawka. Za szczegółowe diagnozowanie oczywiście zabierać się nie będę, bo mi w zasadzie jest obojętne, czy mojego byłego określę mianem psychopaty z narcystycznym rysem, czy narcyzem z rysem psychopaty, chociaż jednak skłaniałabym się do tego drugiego. Tak czy inaczej dobrze by było sprowadzić to wszystko do jednego słowa. I tutaj właśnie pojawia się owo określenie psychofag. Wiadomo, że autorem tego określenia nie jestem ja, pojawiło się ono w polskojęzycznej wersji specjalnego projektu badawczego grupy Quantum Future Group na temat pracy Herveya Cleckleya Psychopata - maska zdrowia psychicznego. Używając tego sformułowania pozwalam sobie na wrzucenie powyższych określeń do jednego wora, gdyż nie jestem żadnym specjalistą lecz amatorką, próbującą od lat uporać się z przeżytą traumą. W przypadku mojego byłego zdecydowany prym, w mojej ocenie, wiódł narcyzm, jednak nie chcę się podejmować diagnozowania, gdyż nie moja w tym rola. Myślę zatem, że określenie psychofag będzie w tym momencie idealne, dobry zamiennik. Znalazłam też tłumaczenie tego tajemniczego słowa, które nie pozostawia chyba żadnych wątpliwości, co do jego znaczenia.
PSYCHO = dusza, FAG = pożeracz, pasożyt
Pożeracz duszy, psychiczny pasożyt.
Tak więc psychofag to osoba, która pożera Twoją duszę, czyni Cię emocjonalnie słabszą, odziera Twoją psychikę z ochronnej warstwy, a Ciebie z godności, w wyniku czego Ty słabniesz, a on staje się coraz silniejszy.
Pewnie specjaliści z taką terminologią się nie zgodzą, jednak mnie osobiście bardzo to określenie przypadło do gustu. Dzięki niemu można tak trochę bezkarnie wrzucić do jednego wora najpopularniejsze cechy, a że sama nie jestem znawcą w tej materii to można mi wybaczyć stosowanie zamiennie tego słowa wraz z psychopatą, narcyzem czy socjopatą. Oczywiście nie wynika to z tego, że jest mi wszystko jedno czy człowiek jest narcyzem, psychopatą czy socjopatą - spokojnie, dostrzegam różnicę! Jednak osobie, która jest zupełnym laikiem w tym temacie, która przeżyła 13-letni koszmar, jest wtedy dużo łatwiej zdefiniować zjawisko, którego przez lata doświadczała, a tym samym opowiedzieć o tym innym, którzy są świadomi i nieświadomi przemocy, która jest wobec nich stosowana. Mnie było bardzo trudno zdefiniować problem, wierzę, że z Tobą jest podobnie.
A skąd ja wiedziałam, że byłam ofiarą przemocy? Nie wiedziałam. Problem ze mną był zawsze taki, że nikomu nic nie mówiłam, nie skarżyłam się. Teraz wiem, że to był błąd, bo pewnie gdybym to robiła wtedy ktoś, patrzący na całą sytuację z boku, byłby w stanie dostrzec nieprawidłowości. Mimo, iż podświadomie przez lata czułam, że on kompletnie nie jest zainteresowany mną, ani tym co się u mnie dzieje. Że maksimum uwagi skupiał wyłącznie na sobie, że wszystko co się działo tak naprawdę kręciło się tylko i wyłącznie wokół jego osoby. Wtedy tych, jakże oczywistych teraz sygnałów, zupełnie nie dostrzegałam, gdyż moja wiedza na temat narcyzmu była żadna. Wydawało mi się, że wiele rzeczy funkcjonujących w naszym związku jest widocznie normalne. Teraz rozumiem w jakim byłam błędzie. Z perspektywy czasu, w momencie gdy potrafię trzeźwo spojrzeć na te wszystkie zachowania, widzę i rozumiem, jaki ten związek był chory. Dlatego tak trudno jest dokładnie określić objawy przemocy. Bywają bardzo różne, bo tak naprawdę każda z ofiar ma ten czuły punkt umiejscowiony gdzieś indziej, a metod przemocy jest bardzo wiele. Analizując jednak różne przypadki, można zauważyć pewne zbieżności - jeśli czujesz się wyczerpana, wyniszczana, pozbawiana godności i sygnały daje Ci Twoja psychika, jak również ciało, a rozmowy na ten temat z partnerem nie przynoszą poprawy, a nawet problem nasilają, to jesteś ofiarą przemocy, ofiarą psychofaga.
W moim przypadku w zasadzie nie chodzi o przypięcie jakiejkolwiek "metki", mimo iż fachowych klasyfikatorów jest naprawdę wiele. Bardziej chodzi o to jakie są fakty i skutki moich doświadczeń. Prawdą jest, iż ofiary psychofaga, osiągają szczególny poziom wyniszczenia, z tego względu, że bardzo długo nie wiedzą, co tak naprawdę się dzieje. Trauma po związku osobą zaburzoną jest szczególnie rujnująca. Każda z ofiar żyje w sztucznie stworzonym świecie, w który bardzo chce wierzyć, ale którego fałsz i szkodliwość identyfikuje na poziomie podświadomości. Efekt tego jest taki, że popada w całkowitą dezorientację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz